Szukaj...

czwartek, 5 grudnia 2013

Kochani! 
Zapraszamy do wzięcia udziału w ankiecie, którą znajdziecie zaraz pod wzmianką O NAS.
Wyniki ankiety już 12.12.13 po godzinie 17.00
Czekamy na wasze odpowiedzi!

GWOLI POWITANIA




Ci z Was, którzy zupełnym przypadkiem trafili na tego bloga, a przy okazji nie mają do czynienia z kulturą Francji, zapewne zastanawiają się nad enigmatyczną jego nazwą. „Bouillabaisse – kuchnia bardzo francuska”. No tak, druga część tytułu jest całkiem logiczna i spójna, ale czym, u licha, jest owo „bouillabaisse” i jak to słowo wymówić? Drodzy Czytelnicy, już rozwiewamy Wasze wątpliwości. Zacznijmy może od tego, że ów wyraz czytamy jako „bujabes” i tak, nie mylicie się wcale – rzeczywiście jest ono związane ze wspomnianą już kuchnią francuską.  Dla tych bardziej wyczulonych na odpowiednią pronuncjację zamieszczamy zapis fonetyczny, który wygląda następująco:

[bu.ja.bɛːs]

Oczywiście nie mamy zamiaru stawiać się teraz w świetle znawców kuchni francuskiej i samego języka francuskiego. Żadni z nas puryści tego, pięknego skądinąd, języka. Jeszcze ze dwa lata temu niejeden z nas nie umiałby poprawnie wypowiedzieć tego słowa. Jak mawiają pragmatycy – trening czyni mistrza, więc teraz potrafimy przeczytać nawet bardziej skomplikowane słowa, a gramatykę mamy w jednym paluszku, szafujemy nią, jak krupier kartami.  Pomińmy jednak te czcze przechwałki i skupmy się na samej istocie bouillabaisse [pisząc po raz setny tę nazwę, autor prawie dopuścił się omyłki].

Wiemy już, jak wymawiać to trudne słowo, wiemy także, że pochodzi ono z kuchni francuskiej. Czas przybliżyć Wam, Drodzy Czytelnicy, więcej szczegółów à propos tej szczególnej potrawy. I nie mam tu na myśli jedynie semantyki, albowiem opisem tej cudnej potrawy będę starała się ze wszystkich sił, abyście niemal poczuli bogactwo smakowe i piękny zapach tego specjału.



Przechodzę do rzeczy – bouillabaisse to ni mniej, ni więcej zupa rybna. Wiem, że w tym momencie wykrzywiacie nosy. Kto wie, może ktoś z Was w geście rozczarowania i obrzydzenia, szybko wyłączył naszego bloga. Hej, Sceptycy! Nie odchodźcie od ekranów, dajcie się przekonać do tej wspaniałej zupki. Gwarantuję Wam, iż zasmakuje bardziej, niż niejeden Gorący Kubek Knorr.



Żyjemy w dobie Internetu, więc nie będę zanudzała Was dzisiaj przepisem na bouillabaisse, skoro możecie wystukać tę skomplikowaną nazwę w okienku wyszukiwarki i już sama Wikipedia przeprowadzi Was na szybko przez meandry przygotowania. Nie będę też ukrywać, iż niewiele mam z Makłowicza, a już na pewno nie mam nic z Pascala – palę większość garnków w domu, a moje gotowanie ogranicza się do podsmażania tzw. „gotowców” (ot, taka dygresja własna). Czemu więc tak gromko opiewam ową zupkę? Po części jest to imperatyw kategoryczny (estyma i szacunek wobec profesora z Katedry Romanistyki, który, nie wiedząc czemu, rozkoszuje się tymi francuskimi, kulinarnymi cudakami). Z drugiej strony jest to pewnie dysonans poznawczy (nie chcę dalej wierzyć w to, iż jestem kulinarnym dyletantem).


Znów rozwodzę się nad sobą samą, a jednak pora sprecyzować, czym dokładnie jest bouillabaisse (poza tym, iż jest też męką związaną z pisaniem). Otóż potrawa ta pochodzi z rejonów Marsylii i bardzo szybko doceniona została przez smakoszy z całej Europy. Jej nazwa zawiera w sobie dwie inne nazwy – jedna związana jest z gotowaniem, druga z odcedzaniem. Ponieważ jest to zupa rybna – jej głównym składnikiem jest ryba (odkrywcze!), a poza tym: czosnek, pomidory, szafran, pieprz i co tam jeszcze zmyślnemu kuchcikowi przyjdzie do głowy (byleby nie przesadził). Następnie, podług nazwy, przecedzamy zupkę przez sitko, a gotowane owoce morza i ryby, które posłużyły za podstawę wywaru, podaje się na oddzielnym półmisku. Mniam! Warto dodać, że bouillabaisse podaje się ze specjalnym chlebem marette. Ah, i dla tych mniej zorientowanych nadmienię, że Marsylia znajduje się nad Morzem Śródziemnym, a co za tym idzie – Marsylianie (nie Marsjanie) używają ryb z tego regionu. Nie dajcie się zatem zwieść i nie przygotowujcie bouillbaisse z karpia, mintaja lub karasia. To byłby kardynalny błąd!

Mam nadzieję, że opisem pysznej zupki rybnej pobudziłam Wasze soki trawienne, a także ociepliłam Wasze zimne izby lekkim powiewem znad Morza Śródziemnego. Bon appetit!

Autor: Anna - Maria Budecka